Przez sześć lat zajmowania się opieką zastępczą nad dzieckiem wykreowałam w swojej świadomości idealny obraz adopcji.
Pracownicy Ośrodka, z którymi współpracuję dawali mi silne oparcie i zawsze stosowałam się do ich rad i spostrzeżeń. Z pewnością nie byłoby mojego zaangażowania, z pewnością dawno wypadłabym z „branży”, gdybyśmy nie nadawali na tych samych falach.
Kiedy emocje dochodziły do głosu zawsze kubeł zimnej wody w postaci rzeczowej analizy przypadkiem je studził.
Czas jest idealnym lekarzem, ale mnie coraz trudniej było zacierać pierwsze wrażenie z poznania rodziny adopcyjnej. Oddając w ręce nowych rodziców dzieci, poddawałam przyszłych rodziców swoistej inwigilacji. Chciałam wedrzeć się do ich wnętrza i rozłożyć na czynniki pierwsze. Chciałam zawsze być pewna, że to są właściwi ludzie. A przecież to oni przeszli kwalifikacje, oni przeszli swoistą drogę przez mękę wypatrując biologicznego potomka. Ja wciąż miałam poczucie, że to ja będę odpowiedzialna za ewentualną nieudaną adopcję. Snułam najczarniejsze scenariusze tylko dlatego, że wciąż nie wierzyłam, że są najlepsi. Przyznam się szczerze, że niektórzy adopcyjni rodzice od razu wchodzili w relacje rodzicielskie, widziałam ich spontaniczność, radość życia, akceptację, otwartość. Obserwowałam ich wzajemne relacje, gesty, oczy … Oni uspokajali moją podejrzliwość. Jakiś dziwny lęk budził we mnie obraz rodziny, w której to jedno z rodziców przejawiało radość a drugie stało w cieniu, jak gdyby obok. Dziecko musi mieć tatę i mamę – pouczałam wtedy. Okres styczności, w którym rodzina w domu rodziny zastępczej przygotowuje się do objęcia funkcji rodzicielskich daje dziecku możliwość łagodnego przejścia z jednej rodziny do drugiej. I co by tu nie powiedzieć adopcja też jest formą opieki zastępczej. Kiedy dziecko nawiązało już nowe więzi, kiedy zostało z różnych przyczyn porzucone właściwym jest, żeby kolejne zmiany przebiegały w sposób łagodny z poszanowaniem więzi, która już się nawiązała. Dzieci w mojej rodzinie przebywają 2-3 miesiące, ale bywają takie przypadki, że nawet do 1,5 roku. Oczywistym jest, że powstają wówczas więzi rodzinne. Nie da się dziecka traktować w sposób zawodowy. W rodzinach zastępczych okresowych dzieci rozkwitają jak kwiaty. Te rodziny podejmują się opieki bezwarunkowo, nie wybierają płci, wieku, otwarci są na przyjmowanie pod opiekę dzieci chorych, molestowanych, maltretowanych. Rodziny te podejmują się trudu diagnozowania, rehabilitacji psychicznej i fizycznej. Wystarczy obejrzeć zdjęcia, aby przekonać się, że dzieci stają się szczęśliwsze z każdym miesiącem.
Rodziny zastępcze odrabiają często zaniedbania środowiskowe, zastępują instytucjonalne formy opieki. Należy podkreślić, że trafiają do nas najtrudniejsze przypadki, dzieci, które wymagają ciepła, troski i miłości. Kiedy przychodzą są bezbronne, pokrzywdzone przez los, niechciane a kiedy odchodzą są przedmiotem zachwytu, zawłaszczenia nie tylko przyszłości ale i również przeszłości. I tak naprawdę przeszłość dla wielu rodzin nie istnieje. Nie traktowane są podmiotowo. Dla wielu rodzin zastępczych rozstanie z dziećmi to najtrudniejszy element ich pracy, budzący wątpliwości, rozpacz i łzy …
Czasami słyszę, że istnieją dwie szkoły – ta druga powiela schemat wyrwania z rodzinnego domu często patologicznego, biednego, chorego.
My doświadczamy razem z dzieckiem straty zerwania więzi biologicznych, porzucenia. Dlatego coraz trudniej mi zrozumieć dlaczego dziecko musi przechodzić to jeszcze raz. Tylko dlatego, że jest adoptowane? Świadomość tego problemu i jego wagi dla przyszłości i rozwoju dziecka jest dla mnie ważna więc postanowiłam podzielić się z Wami moimi przemyśleniami.
Romualda